Wielkiej koalicji nie będzie
Piotr Manowiecki: Co oznaczają dla Czech takie wyniki wyborów?
Bohumil Doleżal, publicysta sympatyzujący z prawicą: Wyniki odpowiadają rozłożeniu sił w czeskim społeczeństwie. Są dwa obozy - lewicowy i liberalny. Żadnej stronie nie udało się przekonać wyborców do dania jednoznacznego mandatu do rządzenia.
Kto więc będzie teraz rządzić?
- [Śmiech] Sam bym chciał to wiedzieć... W grę wchodzą nowe wybory lub próba przeciągnięcia na swoją stronę kogoś z przeciwnego obozu.
Czy chodzi głównie o lewicę, która może znaleźć sprzymierzeńców u Zielonych?
- Może się to stać w którąkolwiek stronę. Premier Paroubek zraził Zielonych do siebie w czasie kampanii wyborczej. Ponadto mają oni tylko sześcioro posłów. Trudno jest przeciągnąć kogoś z tak małej grupki. Być może ktoś opuści Unię Chrześcijańsko-Ludową. Lewica po ośmiu latach rządów ma jednak więcej możliwości przekabacenia kogoś na swoją stronę niż opozycyjna dotąd prawica.
Analitycy zastanawiają się nad koalicją większościową.
- To według mnie jest wykluczone. Po kampanii pełnej wzajemnych oskarżeń przywódcy obu ugrupowań nie znoszą się. Ewentualne negocjacje musieliby prowadzić inni politycy z tych partii. Paroubek ma jednak bardzo silną pozycję u socjaldemokratów. Tej partii brakuje innych wyraźnych liderów.
Czy można powiedzieć, że Czesi odrzucili reformy?
- W tych wyborach nie chodziło o reformy. Chodziło o to, czy komuniści będą mogli współrządzić.
Jaką odpowiedź na to pytanie dali wyborcy?
- Wynik jest niejednoznaczny. Małą, trzyprocentową przewagę mają przeciwnicy komunistów. Nie przełożyło się to jednak na liczbę miejsc w parlamencie, bo mniejsze partie, Zieloni i chadecy w przeliczeniu głosów na mandaty tracą w stosunku do większych od nich komunistów.
rozmawiał w Pradze Piotr Manowiecki 04-06-2006